W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.
Film: Zacznijmy od nowa
Data rozpoczęcia 2015-12-12
Godzina rozpoczęcia 16:30
Miejsce ul. Kiepury 5a
Organizator DKF "16"
Udział Płatny
Kategoria Akcja

USA 2015 reżyseria: John Carney obsada: Keira Knightley, Mark Ruffalo, Hailee Steinfeld, Adam Levine, James Corden, Stacey Maltin (104’)

John Carney, reżyser i scenarzysta najbardziej znany z filmu „Once”, powraca z kolejną muzyczną produkcją. „Zacznijmy od nowa” to pochwała nieograniczonej kreatywności w tworzeniu, pieśń ku czci nieposkromionego artyzmu, a jednocześnie wspaniała widokówka z Nowego Jorku. W tym obrazie liczy się muzyka, trzeba wsłuchać się słowa i cieszyć pięknem scen – ludzie i ich historie pozostają na uboczu. „Zacznijmy od nowa” okazuje się filmem dla melancholików, by poczuli się lepiej, dla szczęśliwych, by wpadli w euforię i dla melomanów, by natychmiast kupili soundtrack.

Carney nie lubi podążać utartymi schematami. Jego obrazy kończą się inaczej, niż byśmy to przewidywali, a historie rozwijają się w nieoczekiwanych kierunkach. W „Zacznijmy od nowa” poznajemy Grettę – autorkę piosenek, Angielkę, która przyjechała do Nowego Jorku za ukochanym.

A że kochaś w pewnym momencie odkrył w sobie rockandrollowca i okazał się skończonym draniem, dziewczyna kończy ze złamanym sercem. W tym momencie spotyka Dana, producenta muzycznego, który od lat nie odniósł sukcesu, rozstał się z żoną i coraz więcej pije. Oboje decydują się na pewien projekt. Brzmi jak historia miłosna, prawda? Nic z tego.

Miłości w filmie Carneya jest wiele, ale nie tam, gdzie byłaby zbyt banalna. Zamiast popadać w typowe dla Hollywood miłostki, bohaterowie próbują ratować to, czego ratować się nie da. Zachowują się w sposób nieprzewidywalny dla widza przyzwyczajonego do kinowej rutyny. I to zachwyca! Zwłaszcza, że niby poznajemy Grettę i Dana, ale tak naprawdę wiemy o nich tylko konieczne minimum, takie „życiowe hasła”. Ważniejsze jest tu i teraz, od skomplikowanych historii znacznie istotniejsza jest muzyka, nad którą razem pracują. Zacznijmy od nowa nie miało być głębokim filmem, wnikliwym studium ludzkiego charakteru czy opowieścią o trudności w nawiązywaniu relacji. To film o radości z tworzenia muzyki.

Soundtrack okazuje się największą zaletą filmu Carneya. Ale czego można było się spodziewać po twórcy Once? Piosenki stają się samodzielnymi bohaterami, mówią więcej, niż w pierwszym momencie by się wydawało. Słowa i muzyka są niezwykle zgrane, opowiadają pewną historię, dodają filmowi energii, charakteru i sprawiają, że niepołączalne wątki zaczynają do siebie pasować. Wykonanie poszczególnych piosnek to odrębna kwestia. Adam Levine na co dzień jest muzykiem, na ekranie miał coś do udowodnienia, więc nie powinno dziwić, że chociażby w „Lost stars” przechodzi samego siebie. Keira Knightley ustępuje mu kroku, ale daje radę. Zresztą, gdyby z jej gardła wydobył się głos Whitney Houston, zaszkodziłoby to wiarygodności całej historii. Śpiewając, Gretta pozostaje trochę nieśmiała, trochę przestraszona, a to dodaje jej wyjątkowego uroku.

(…) charakter i rozterki bohaterów zostaną w naszej pamięci na dłużej niż soundtrack połączony z ogólnym przesłaniem produkcji – czasami mniej znaczy więcej, warto zachować delikatność, pole dla wyobraźni. Słowa, wyjęte zresztą z ust Gretty, odnoszą się do wielu dziedzin życia, pozwalają znaleźć radość bez popadania w skrajności. (GILDIA FILMU)

CreArt. Sieć miast na rzecz twórczości artystycznej