W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.

Prezydent Włodzimierz Wysocki o Lublinie za dwanaście lat

Prezydent Włodzimierz Wysocki o Lublinie za dwanaście lat
26.11.200810:58

"Za trzydzieści parę lat, jak dobrze pójdzie " - śpiewał dawno temu Jan Pietrzak o roku 2000, przewidując w trzech zwrotkach piosenki różne wersje rozwoju przyszłych wypadków: pierwszą "fantastyczno-idealistyczną", drugą "katastroficzną" i trzecią "normalną".

Ta trzecia zakładała, że wszystko w roku 2000 z grubsza będzie jak jest, a więc niewiele się zmieni poza oczywiście nadejściem magicznej daty.

Lublin w wersji "normalnej"

Przekładając taką prognozę na rok 2020 i współczesne realia lubelskie, można by rzec, że za 12 lat, jak dobrze pójdzie, w Lublinie będzie lepiej niż jest o tyle, o ile być musi i powinno, z uwzględnieniem średniej statystycznej rozwoju miast polskich.

Przybędzie ileś tam nowych ulic, skrzyżowań i sygnalizacji świetlnych. Ile tego dokładnie będzie, oczywiście nie wiadomo, ale z grubsza trzy razy tyle, co można zrobić w ciągu czterech lat, czyli jednej kadencji. Miasto nie będzie też miało innego wyjścia i prędzej czy później wybuduje dwie lub trzy szkoły, wszak Lublin się rozrasta i nadchodzi kolejny wyż demograficzny. Powstanie kilka czy kilkanaście boisk osiedlowych, trochę ścieżek rowerowych i nowy stadion, o ile najpierw uda się zbudować konsensus co do miejsca realizacji tej inwestycji. Przez 12 lat nie da się nie skończyć remontu Teatru Starego, a i pewnie budowy Teatru w Budowie, czyli Centrum Spotkania Kultur. Niezwykle atrakcyjną formę architektoniczną tego ostatniego obiektu będzie można podziwiać z przestworzy, lecąc na lubelskie lotnisko, choć prawdopodobnie najlepiej jednak będzie wyglądał z dołu, a właściwie z boku, od strony Alei Racławickich.

Za 12 lat, jak dobrze pójdzie, inny będzie plac Litewski - z fontanną lub bez, choć niewykluczone, że z tymi samymi pomnikami co dziś, gdyż emocji, jakie powoduje dyskusja o przeniesieniu któregokolwiek z nich w inne miejsce, może z powodzeniem wystarczyć do 2020 r., jeśli nie na dłużej. Gdyby jednak komuś nowy plac Litewski w dalszym ciągu "nie pasował", mam nadzieję, że będzie miał nieopodal architektoniczną alternatywę w postaci klasztoru Powizytkowskiego, czyli Centrum Kultury, którego remont na szczęście powinien zmieścić się również w "normalnej" kolei dziejów miasta, przynajmniej z dużą dozą prawdopodobieństwa.

Lublin 2020 według wersji "normalnej" - to miasto goniące Rzeszów i uciekające przed Białymstokiem albo odwrotnie, miasto ciągle dumne z tego, że ma lub kiedyś miało 100.000 studentów, podkreślające, że jest miastem akademickim i nieuchylające się od dyskusji, co z tą akademickością należy zrobić . To także miasto chełpiące się tym, że posiada lub kiedyś posiadało spory potencjał kulturalny, m.in. wymyśliło Noc Kultury lub co najmniej zastosowało ten patent z wielkim powodzeniem po raz pierwszy w 2007 r. (dla dwudziestolatków w 2020 r. będzie to brzmiało jak historia najnowsza).

Czego w "normalnym" Lublinie 2020 nie będzie ? Oj, nie będzie paru rzeczy, niestety nie będzie Nie będzie np. Muzeum Sztuki Nowoczesnej czy choćby zwykłej mediateki, nie będzie Muzeum Wolnego Słowa czy Muzeum Miasta Lublina z prawdziwego zdarzenia, nie będzie Arki Andersena - teatru i ośrodka edukacji, nie będzie eksploratorium w parku Ludowym Może też nie być Warsztatów Kultury przy ul. Popiełuszki, jeśli któraś kolejna władza uzna, po uregulowaniu stanu prawnego nieruchomości, że substancji materialno-kulturalnej jest już i tak w Lublinie dostatek, więc ten piękny obiekt lepiej korzystnie sprzedać na cele komercji...

Nie będzie raczej na pewno nowoczesnego szybkiego tramwaju, łączącego największe dzielnice, nie będzie normalnej ulicy handlowej, takiej jak w innych miastach europejskich, nie będzie nowoczesnego "city"...

"Normalny" Lublin, pomimo niekwestionowanych wysiłków kolejnych włodarzy i namacalnych przecież zmian, będzie nadal miastem "normalnych" kompleksów, "normalnego" czarnowidztwa, że nic znaczącego nie może się w nim wydarzyć, miastem, z którego w dalszym ciągu, jak się da, to jednak najlepiej wyjechać.

A może opcja "fantastyczno-idealistyczna"?

Czy przed taką i tylko taką "normalnością" rzeczywiście nie ma ratunku? Owszem jest i wcale nie trzeba go szukać daleko. Odrzucając wersję "katastroficzną" historii dziejów, która przecież zawsze może nastąpić, ale też z reguły nie mamy na to realnego wpływu, pozostaje jeszcze opcja "fantastyczno-idealistyczna".

Czego do niej potrzeba? Jak wskazuje sama nazwa, dwóch prostych składników: odrobiny (tylko odrobiny) fantazji i nade wszystko - idei. I jedno, i drugie mamy na szczęście aktualnie "na stanie". Ideę zdążyliśmy już publicznie, choć wciąż niedostatecznie szeroko, zaprezentować. Jedni podeszli do niej "normalnie", a więc nieufnie i bez przekonania, na innych podziałała jak wielki haust świeżego powietrza. Ta idea to oczywiście Lublin - Europejska Stolica Kultury 2016.

Teraz spróbujmy uruchomić odrobinę fantazji. Najpierw wyobraźmy sobie okres do 2011 r., tj. do przypuszczalnej daty ogłoszenia wyników interesującej nas edycji tego, jakże prestiżowego, konkursu. Na początek załóżmy, że prezydent i rada miasta w tym okresie nie tylko formalnie kontynuują starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury, realizując wcześniejszą uchwałę rajców, ale zgodnie przyjmują ten kierunek działania za absolutny priorytet. Uznają, że skoro taka szansa zdarza się raz na sto, a może i więcej lat, nie można jej zmarnować. Zwracają się zatem wspólnie do lublinian, by okazali poparcie dla idei, która może Lublinowi przynieść mnóstwo wymiernych korzyści. Apelują o zrozumienie związanych z tym potrzeb finansowych, które muszą znaleźć realne odbicie w budżecie miasta. Działaniom tym towarzyszą szeroka akcja promująca Europejską Stolicę Kultury wśród mieszkańców Lublina oraz bardzo wzmożona aktywność kulturalna we wszystkich dzielnicach. Starania Lublina o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury wspierają wybitne autorytety moralne i intelektualne. Skutkiem tych wysiłków jest powszechne przekonanie, że Lublin ma szansę nie tylko zrzucić z siebie brzemię zaścianka, ale i stać się miastem zupełnie szczególnym. Ludzie zaczynają rozumieć, że może o tym zadecydować ich głos, że ich poparcie i zaangażowanie są ważne, że to właśnie dzięki nim Lublin może wygrać z Toruniem, Łodzią, Warszawą czy jakimkolwiek innym polskim miastem. W działania pod hasłem "2016" angażują się szkoły wyższe, które mają w tym nie tylko interes doraźny - ożywienie i integrację życia kulturalnego, ale i dalekosiężny - w razie wygranej będą beneficjentami sukcesu.

Opierając swój udział w konkursie na własnej rozległej aktywizacji kulturalnej (rozumianej szeroko jako działania artystyczne, ale również sportowo-rekreacyjne i integracyjne), Lublin równolegle sięga do współpracy z innymi miastami regionu, promując je pod szyldem "2016", ale też wykorzystując na użytek konkursu ich dorobek. Taki wzmożony wysiłek trwa trzy, tylko trzy lata

W 2011 r. wygrywamy albo przegrywamy. Jeżeli przegrywamy, mamy parę spraw o wiele lepiej poukładanych niż przedtem: w kulturze, w relacjach obywatel - obywatel i obywatel -władza, "w temacie akademickości", w kontaktach z innymi miastami regionu. Mówimy trudno, może też mówimy, że inni byli lepsi, a może, że nie, tylko zadecydowały takie czy inne względy. Mówimy trudno, po czym stawiamy sobie i realizujemy kolejne cele - wierzę, że nadal razem. Jeśli wygrywamy, robimy wielką fetę i najpierw mamy słodki ból głowy - jak to wszystko najlepiej poukładać. Mimo że znamy doświadczenia innych stolic, nie wszystko pewnie udaje się od razu. W tym momencie Lublin jest już jednak kulturalnym pępkiem Polski i tak naprawdę wszystkim Polakom i wszystkim władzom zależy na tym, by Europejska Stolica Kultury 2016 odniosła sukces.

Lata 2012-2016 wykorzystujemy na wzmożoną promocję zewnętrzną. Przedstawiamy Lublin i region w postaci spójnej oferty turystycznej (bogate życie kulturalne, nieskażona i piękna przyroda). Szeroko reklamujemy się również jako miasto, w którym można korzystnie zainwestować. Szkoły wyższe przygotowują atrakcyjną ofertę konkurencyjnych cenowo i jakościowo studiów dla cudzoziemców.

Po 2016 r. idziemy za ciosem, z tym, że niektóre sprawy posuwają się już dalej same we właściwym kierunku, bo są inwestorzy, turyści, zagraniczni studenci, jesteśmy znani w Europie. Uczelnie oferują nie tylko studia, ale również wykwalifikowanych absolwentów i realizację różnych programów badawczych, m.in. na zlecenie lokalnych inwestorów.

Lublin 2020 - to miasto tętniące życiem, znane i zamożne, któremu się powiodło, i o którym mówi się dobrze lub bardzo dobrze. To miasto, w którym chce się żyć, i do którego miło się przyznawać, odrobinę zadzierając nosa. Mamy wszystko to, co miałby "normalny" Lublin, a oprócz tego jeszcze parę innych, jakże ważnych rzeczy: świetną infrastrukturę kulturalną (do programu "2016" wpisaliśmy kilka dodatkowych projektów, a skoro wygraliśmy, to musieliśmy je przecież zrealizować), nowoczesną komunikację, nowe inwestycje handlowe (może pięknie wkomponowane w otoczenie centrum na Podzamczu, w którym można by zrobić zakupy, ale również wstąpić na jakąś wystawę, by potem, ocierając się niemal o odsłonięte pamiątki przeszłości, znaleźć się na Starym Mieście i odetchnąć w jakiejś przytulnej knajpce), nowe obszary przemysłowo-usługowe, a w ślad za tym dzielnicę nowoczesnych biurowców (może w otoczeniu dworca kolejowego i autobusowego, jak w wielu miastach europejskich, ale o tych lokalizacjach powinni przecież ostatecznie zadecydować urbaniści).

Marzenia czasem się spełniają

Czy taka wizja Lublina 2020 jest realistyczna? Jasne, że tak, przemawia za tym aż nadto argumentów. Lublin ma niekwestionowany potencjał kulturalny i jakże bogatą historyczną spuściznę. W ostatnim czasie zyskał sobie opinię miasta otwartego dla artystów, traktującego kulturę jako jeden z priorytetów rozwoju. Jest jedynym polskim miastem uczestniczącym w europejskich programach "Miasta międzykulturowe" i "Dziedzictwo jako szansa". Akademickość Lublina to nie tylko imponujące liczby, ale przede wszystkim bogactwo intelektualne i wielki "rynek" na szeroko rozumianą kulturę, to także szansa na rozwój.

Lublin ma nie tylko zabytki wpisane na Listę Europejskiego Dziedzictwa, nie tylko piękną wielokulturową tradycję, bardzo bogate kontakty ze wschodnimi sąsiadami i położenie, które pozwala mu pełnić rolę "Kresów Unii Europejskiej". Ma mądrych duchowych przywódców, z arcybiskupem Józefem Życińskim, z hierarchami i przedstawicielami innych Kościołów i wyznań, potrafiącymi ze sobą rozmawiać, z jakże otwartym na kulturę i edukację zakonem dominikanów.

Lublin to miasto Unii Lubelskiej i Lubelskiego Lipca, to także miasto, w którym ma powstać jedyny w Europie Uniwersytet Polsko-Ukraiński, to w czasach komuny miasto wolnych drukarzy i ostoi wolności w postaci KUL-u, na którym wykładał Karol Wojtyła. Przy tym wszystkim Lublin i tak zamierza zrealizować w najbliższych latach parę dużych kulturalnych inwestycji (klasztor Powizytkowski, Teatr Stary, Centrum Spotkania Kultur), które z powodzeniem można wpisać do aplikacji w konkursie "2016". W podobny sposób trzeba widzieć to, że przed 2016 r. Lublin ma mieć m.in. nowy miejski stadion i lotnisko. Lublin wydatnie zwiększył nakłady na kulturę i już teraz jest miastem, w którym niemało się dzieje. Nic więc dziwnego, że nasza kandydatura jest traktowana poważnie zarówno przez konkurentów, jak i wielu uznanych ekspertów.

Naprawdę możemy zostać Europejską Stolicą Kultury 2016, pod warunkiem wszak, że nie będziemy prowadzili naszych starań o to "na ćwierć gwizdka", i przede wszystkim wszyscy zrozumiemy, że tego nie da się osiągnąć tylko "gwizdkiem".

Nie sprawdziła się na szczęście wizja z zapomnianej piosenki Jana Pietrzaka, według której za trzydzieści parę lat, jak dobrze pójdzie, miało tak naprawdę niewiele się zmienić. W 1989 r. nastąpił cud i stary świat stał się piękniejszy, a ludzie lepsi. Nie warto tracić wiary, nie pozbywajmy się więc tak łatwo marzeń - te marzenia mogą się ziścić.


Włodzimierz Wysocki
Gazeta Wyborcza, 26 listopada 2008 r.