W celu świadczenia usług na najwyższym poziomie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z serwisu lublin.eu oznacza, że będą one zamieszczane w Twoim urządzeniu. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień Twojej przeglądarki. Więcej informacji znajdziesz w Polityce prywatności.

Filmy: "Hrabalu Ty mój" & "Niedźwiedź"

Filmy: "Hrabalu Ty mój" & "Niedźwiedź"
Data rozpoczęcia 2023-11-08
Godzina rozpoczęcia 21:00
Organizator Teatr Stary w Lublinie
Udział Płatny
Koszt udziału I-50 zł, II-40 zł, III-25 zł, IV-20 zł
Kategoria Film

Dwie odrębne sztuki, które pokażemy jedna po drugiej z około 30 minutową przerwą w środku.

Czas trwania jednego spektaklu to ok. 50 min.
Po spektaklu rozmowę z twórcami poprowadzi Łukasz Drewniak.


„HRABALU TY MÓJ”
Teatr Wojtka Kowalskiego (Częstochowa) 

  • Scenariusz i reżyseria oraz wykonanie: Wojtek Kowalski
  • Scenografia: Ola Nykowska
  • Muzyka: Wojtek Kwaśniak
  • Tekst piosenki: Janusz Jano Mielczarek
     

Wojtek Kowalski jest z Częstochowy i dla polskiego offu jest tak samo święty jak Jasna Góra dla katolików. Ale my mamy lepiej. Bo na przykład na Jasną Górę trzeba wakacyjną porą pielgrzymować w pocie, trudzie i jeszcze na piechotę, podczas gdy Wojtek Kowalski przez cały okrągły rok sam jeździ po Polsce ze swoimi monodramami zamiast czekać, aż Polska przyjdzie do niego. I bardzo dba o to, żeby na scenie spocić i utrudzić się jak najmniej: bo przecież nie po to człowiek tyle jechał z własnym teatrem, żeby potem jeszcze po nim chodzić. W ogóle można wyliczyć wiele podobieństw łączących Kowalskiego i górę, każdą górę, nie tylko Jasną. Wojtek jest duży i malowniczy, ale wcale nie trzeba się na niego wspinać, żeby poznać jego łagodne zbocza i ostre granie. Wojtek gra ostro, kiedy mówi ze sceny o Polsce, ale dziwnie łagodnieje, kiedy opowiada o wielkich i barwnych artystach XX wieku. Na przykład o Bohumile Hrabalu. Jego monodram to połączenie spowiedzi autobiograficznej, kiedy czeski pijak i gawędziarz relacjonuje swoje dzieciństwo, spotkania autorskiego, w którym Wojtek Kowalski spowiada się publiczności i dziennikarzom ze swego uwielbienia na życia i twórczości Hrabala i wreszcie rwącego duszę na strzępy recitalu, bo przecież na koniec spektaklu pojawia się akompaniujący muzyk i liryczna piosenka a la Jaromir Nohavica: i wtedy można wyznać jak na spowiedzi, że czeska proza, piwo i piosenka to wszystko czego nam trzeba, czego nam zwykle brak.
 

Kowalski zbudował na scenie rysunkowe miasto, montuje sceny jakby jego monodram był przeglądaniem kart w rodzinnym albumie pełnym czarnobiałych fotografii, na których wszyscy krewni i przodkowie mają jakby przypadkiem tę samą twarz. Wielki częstochowski aktor także przebrał się za siebie z przeszłości, za Hrabala-dziecko, wcisnął się w marynarski mundurek z początku XX wieku, jest dużym, jowialnym chłopcem uwięzionym w ciele dorosłego. Ukląkł na oba kolana, żeby wydać się mniejszym dla widza, jeszcze naiwniejszym narratorem uciesznych anegdot i dygresji ze świata, który zapamiętał Hrabal i za którym Kowalski tęskni.

Wojtek Kowalski zawsze jest na scenie dobrym człowiekiem, którego coś omotało, dostał łopatą w głowę i teraz widzi podwójnie, wydaje mu się, że jest kimś innym, że ma prawo do kłamstwa, koloryzowania rzeczywistości lub na swój temat. Ta uzurpacja może być czymś strasznym, może być czymś zabawnym. Może być pierwszym krokiem w sztuce, treningiem opowieści, narodzinami klasycznej hrabalowskiej frazy. Skoro może być, to pewnie rzeczywiście jest.

Kowalski w swoim teatrze zawsze wybiera komizm, bo nie chce zabijać ciepła i jasności w sobie. Na jego spektaklach często chowamy wszelką osobistą ponurość i dlatego Wojtek jest jedyną znaną mi Jasną Górą, z której wolno się śmiać bez strachu przed ojcami paulinami, przeorem, prymasem i prokuratorem. Tylko propagować piwo, Pragę, piosenkę i prozę. Kowalski zna jednak jeszcze inne ważne słowo na „p”, czyli przebaczenie. Na scenie szuka w człowieku raczej dobra niż zła i jeśli z niego drwi, jeśli ukazuje w nim to, co brzydkie i absurdalne, to tylko po to, by go na koniec rozgrzeszyć: zrozumieć i dlatego wybaczyć. Jak Hrabal.
Spektakl „Hrabalu, ty mój” to najgorętsze wyznanie miłości jednego artysty mężczyzny do drugiego artysty-mężczyzny, jakie tylko możecie sobie wyobrazić.

 

Łukasz Drewniak, kurator programu teatralnego w Teatrze Starym w Lublinie

Sam Kowalski o spektaklu mówi tak:

Z twórczością Bohumila Hrabala spotkałem się już jako młody chłopiec, który z zapartym tchem oglądał czarno-białe filmy w reżyserii Jirzego Menzla: "Pociągi pod specjalnym nadzorem", "Postrzyżyny". Zachwyciłem się ukazanym w nich nie istniejącym już niestety światem małych miasteczek i historii ludzi w nich żyjących. A potem była już cała spuścizna twórczości tego genialnego Czecha. Spektakl "Hrabalu Ty mój" to mój osobisty hołd złożony temu pisarzowi. Hrabal jako dziecko, Hrabal jako młodzieniec, Hrabal jako starzec. Główną ideą spektaklu są słowa pisarza, w których precyzuje swoją filozofię życiową: "Najważniejsze w życiu to wyrobić w sobie zachwyt nad widzialnym światem. Nad przyrodą, naturą nad ludzkimi losami...".

"NIEDŹWIEDŹ"
Kompania Teatralna Mamro

  • Autor i reżyseria: Grzegorz Reszka
  • Rekwizyty: Lech Tarczyński
  • Kostiumy: Iwona Turek

Obsada:

  • JAN SZCZEPANEK - Sebastian Budnicki
  • MACIAKOWA - Joanna Mazurkiewicz
  • LATOSZEK - Tomasz Mitrowski
  • WŁODEK - Mateusz Talma
  • LEŚNICZY - Marcin Barszcz
  • DYREKTOR PARKU - Krzysztof Siwiński
  • WOJEWODA - Marcin Górski
  • STRAŻNIK I - PREMIER JAROSZEWICZ - Paweł Wleklik
  • STRAŻNIK II - Aleksander Tym

Jesteśmy w Bieszczadach pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Bieszczady, jak to Bieszczady – bieda, nuda, wódka, zakłady karne, gospodarka leśna, rezerwat przyrody, niedaleko granica z ukraińską SRR. Major MO z warszawskiej Komendy Głównej, jakby żywcem wyjęty z powieści milicyjnej tamtych czasów (a przynajmniej tak go sobie wyobrażamy) przesłuchuje w sprawie tajemniczych wypadków, do jakich od kilku lat dochodzi w tej okolicy, niejakiego Szczepanka, pracownika Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Majora na scenie nie ma, za komisariat robi ustawione w kącie po lewej biurko z telefonem i papierami. Szczepanek w czapce uszatce, futrzanym kubraku i flanelowej koszuli tłumaczy, że żaden niedźwiedź-zabójca nie istnieje, przecież wszystko da się wyjaśnić tak na zdrowy rozum. I tak zaczyna się retrospekcja. Widzimy jak dwóch pracowników więziennictwa i dwóch z nadleśnictwa organizuje sobie cykliczne popijawy gdzieś w chaszczach. Bo co innego można robić w okolicach Cisnej? Niewinny żart o padłym niedźwiedziu w sektorze 13 wypowiedziany przy gajowym Latoszku prowadzi do piramidy nieporozumień. Latoszek melduje o niedźwiedziu nadleśniczemu, nadleśniczy zawiadamia dyrektora Bieszczadzkiego Parku, dyrektor dzwoni do województwa, wojewoda do ministerstwa. Minister jest szczęśliwy: będzie mógł wreszcie sobie misia upolować. Każdy z funkcjonariuszy państwowych bezgranicznie ufa słowom swoich pracowników, potem w swojej relacji tylko trochę koloryzuje, nieco podkręca niezwykłość sytuacji z niedźwiedziem, całkowicie przypisuje sobie tropicielskie i gospodarskie zasługi. To szansa, żeby „góra” była wreszcie zadowolona. Zmyślony niedźwiedź od Reszki wydaje się być jeszcze jednym „Misiem z Barei”. Niedźwiedziem na miarę naszych możliwości, fantomem ze słomianego zapału. Podwładni, ich przełożeni i generalni decydenci bardzo chcą, żeby się pojawił: bo skoro dziki zwierz chodzi po Parku, Park jest zarządzany z głową, jak Pewex. Niedźwiedź jest w nim towarem luksusowym, a za możliwość zdobycia towaru luksusowego wynagradza się stołkami i premiami. Reszka brawurowo ogrywa powiedzenie o przedwczesnym dzieleniu skóry na niedźwiedziu. Całe państwo poruszone, w napięciu, w oczekiwaniu, minister już przebiera nogami niedźwiedziej gorączki nic nie może powstrzymać a tu jak na złość niedźwiedzia „na trzynastce” nie można znaleźć. Historia z widmowym bieszczadzkim misiem do odstrzału miast zakończyć się rozczarowaniem i służbową naganą na wszystkich szczeblach nabiera coraz większego tempa. Niedźwiedzia nie ma – ale polowanie trwa. Obława, helikoptery, pełna mobilizacja służb. Przeczesywanie sektora 13, 14, 15… Nikt z urzędników wmieszanych w napompowanie niedźwiedziego balonu prawdy nie powie, nikt się nie przyzna do błędu, bo tym samym naruszyłby podwaliny systemu.
 

Opowiadając tę absurdalną a jednocześnie bardzo znajomą historię, Reszka korzysta z rodzajowego grania, nasyca scenę ciepłym, dobrodusznym humorem. Bieszczadzki horror przeradza się w komedię typów. Oglądamy pyszną galerię kombinatorów, lizusów i cwaniaków. Mamrowcy rysują ich portrety grubą kreską, ale bez potępienia: bieszczadzki lud może i jest ciemny, ale ma prawo do swoich prostych potrzeb, żeby zjeść, napić się, mieć święty spokój. Machina państwowa nieco mu w tym przeszkadza. Stąd zderzenie w spektaklu dwóch przemożnych potrzeb fikcji. Urzędniczej i ludowej. Obie biją z jednego źródła: pragnienia, żeby piękniej było, żeby dobrze nam było. Żeby ten tytułowy niedźwiedź był tylko nasz.
 

Łukasz Drewniak, kurator programu teatralnego w Teatrze Starym w Lublinie

"NIEDŹWIEDŹ" z cyklu "Legendarium" to zapis współczesnej legendy opartej o wydarzenia, jakie rozegrały się na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, a jakie zostały opowiedziane i potwierdzone przez żyjących świadków i uczestników owych wydarzeń...

Parter i loże sali widowiskowej wyposażone są w pętlę indukcyjną.